Pierwsze
dziesięć minut siedzieliśmy we wręcz grobowej ciszy. Patrzyła na
mnie co jakiś czas, jakby chcąc coś powiedzieć, ale od razu
odwracała wzrok, wyraźnie speszona. A ja? Miałem wiele pytań, ale
miałem również wrażenie, że każde z nich może sprawić jej
przykrość i nie wiedziałem, dlaczego.
Chociaż,
gorzej już być nie może. Roza mówi, że ja i siedząca obok
dziewczyna byliśmy sobie bliscy, a ja jej nawet nie pamiętałem…
To znaczy, z jednym wyjątkiem.
-Tak
więc… może chcesz o coś zapytać? - odważyła się w końcu,
ale czułem, że nie to chciała powiedzieć.
-Twój
głos wydaje mi się znajomy – rzuciłem, widząc, jak na jej
twarzy pojawia się coś na kształt zaskoczenia wymieszanego z
cieniem nadziei.
-N-naprawdę?
-Tak.
I znów
zapadła chwila ciszy, tym razem jednak była bardziej skora by ją
przerwać. Wyraźnie moje słowa zmotywowały ją do działania.
-Roza
mówiła, że przypomniałeś sobie o koncercie – skinąłem głową
w ramach potwierdzenia tej informacji. -A pamiętasz któreś z
pozostałych wydarzeń szkolnych?
-Nie
całkiem… nawet samego koncertu nie pamiętam zbyt dokładnie.
-W takim
razie, może opowiem ci każde z nich, po kolei? - spytała z
optymizmem, przymykając przy tym na moment oczy. Wyglądała z taką
miną wyjątkowo uroczo, a co ważniejsze – coraz bardziej znajomo.
Nie mogłem nie odpowiedzieć uśmiechem.
-Z
przyjemnością posłucham – odparłem szczerze, widząc, jak na
jej twarzy odmalowuje się radość. Usiadła na łóżku obok po
turecku i spoglądając w okno zaczęła opowiadać, wyraźnie coraz
bardziej odpływając, a wraz z jej słowami coraz więcej rzeczy do
mnie wracało. Egzaminy, spotkanie na plaży w wakacje, bieg na
orientację, koncert, sytuacja z Debrą, ratowanie królików, które
w ogóle nie potrzebowały ratunku, przedstawienie, Nataniel i jego
problemy w domu, pamiętna lekcja chemii… Mój umysł sam z siebie
układał te wydarzenia, wywołując po kolei informacje o nich, poza
tym, Elise też skrupulatnie wszystko tłumaczyła.
Słuchałem
jej z uwagą, nie mogąc nie zauważyć, że dziewczyna pomija
fragmenty dotyczące jej osoby, które moja pamięć jednak sama
przywoływała. Każde z wydarzeń, w większej lub mniejszej mierze
było jej zasługą tudzież sprawką, ponadto, gdy przypominały mi
się nawet codzienne dni szkolne, to zawsze w pobliżu znajdowała
się właśnie ona. Miałem doskonale zapisane w pamięci to, jak
podle się czułem, gdy uwierzyłem Debrze w jej kłamstwa, przez
które od Elise odwróciła się niemal cała szkoła. Bardziej od
własnej ślepoty chyba bolały mnie tylko jej łzy, gdy wypłakiwała
oczy w moje ramię. Zawsze była dla każdego dostępna, wszyscy
mogli się do niej zwrócić w problemami, a w tamtym czasie została
sama… to znaczy, nie całkiem. Roza pokazała wtedy na co ją stać,
tak samo jak Alexy. O proszę, nawet przypomniałem sobie imię tego
nowego ucznia, o którego przez jakiś czas byłem zazdrosny.
Zaraz,
zazdrosny?
-… i
wtedy wszedłeś do klasy z Kastielem i mnie stamtąd
wyprowadziliście. Wtedy było mi przykro, że się o mnie
martwiliście, ale z perspektywy czasu uważam, że poświęcanie
życia w obronie artykułu było dość zabawne – uśmiechnęła
się, podczas gdy ja podniosłem się na rękach.
-Elise,
powiedz, czy coś…
-Cześć
kochani, już jestem! - oznajmiła Rozalia przerywając moje pytanie.
Tak ja jak i Elise mieliśmy niepocieszone miny, ale chyba żadne z
nas nie chciało do tego wracać. Nastrój prysł. -Przepraszam, że
tak długo. Musiałam coś jeszcze zrobić.
-Oh, nic
się nie dzieje – uśmiechnąłem się do mojego anioła, widząc
kątem oka jak na i tak bladej twarzy Elise pojawił się cień bólu.
Uh… znów zepsułem.
-Na
pewno? Chyba przerwałam wam rozmowę.
-To nic
takiego, po prostu opowiadałam Lysandrowi co działo się w szkole,
to wszystko – teraz ona uśmiechnęła się, ale sztucznie. Roza
była zbyt zajęta wyciąganiem z torby rzeczy by to zauważyć.
-A co
ciekawego mu opowiedziałaś? Chcę wiedzieć, co uzupełnić, bo
znając ciebie pominęłaś połowę rzeczy – mina białowłosej,
gdy usiadła na fotelu mówiła mniej więcej tyle, co „Na pewno
pominęłaś najważniejsze rzeczy”. Elise odwróciła wzrok z
zakłopotaną miną.
-Mówiła
o koncercie i innych wydarzeniach i zaręczam, iż była bardzo
dokładna. A o czym zapomniała wspomnieć sam sobie przypominałem –
oznajmiłem, chcąc wybronić czerwonowłosą z tej krępującej
sytuacji. Obie panie spojrzały na mnie z zaskoczeniem.
-Jak
wiele sobie przypomniałeś? - Roza zmrużyła podejrzliwie oczy.
-Sporo.
Imiona nowych uczniów i nauczycieli, sporo sytuacji z dni
codziennych… to wciąż nie wszystko, ale wydaje mi się, że
najważniejsze rzeczy pamiętam. Reszta może poczekać, najwyraźniej
nie jest aż tak niezbędna – na początku widziałem, jak na
początku twarz Elise rozpromienia radość, ale pod koniec pobladła
jeszcze bardziej.
-A
pamiętasz o… o nas? - przełknęła głośno ślinę. -Pamiętasz
nasze rozmowy?
-Nie,
ale…
-To nie
było ważne, prawda? - podniosła wzrok, jej oczy zaszły łzami.
Nie odpowiedziałem, nie wiedziałem jak a jej zachowanie zaskoczyło
mnie. -Rozumiem.
-Ja…
nie miałem tego na myśli…
-Wiesz,
co jest w tym wszystkim najgorsze? Że mi naprawdę na tobie zależało
i zależy. Potrafię zrozumieć, że straciłeś pamięć, ale… sam
mówiłeś, że jestem dla ciebie ważna, a ważnych ludzi się nie
zapomina. Do tego byłeś skłonny uwierzyć, że Nina jest twoją
dziewczyną! - rozpłakała się całkiem. Roza chciała ją
przytulić, jednak ona odtrąciła ją. -Od dnia twojego wypadku nie
było minuty, bym nie martwiła się o to, jak się czujesz, nie
mogłam cię zobaczyć, nie chcieli mi nawet powiedzieć nic na twój
temat, bo nie jestem z rodziny, nie jestem upoważniona… Widać
naprawdę nie jestem ważna, i wiedzieli to wszyscy oprócz mnie –
chwyciła torbę, otarła rękawem łzy i wybiegła z sali, zanim
ktokolwiek zdołał ją powstrzymać.
-Uh,
brawo, jesteś mistrzem taktu – rzuciła z przekąsem Rozalia i
pobiegła za nią.
A ja?
Zostałem sam, otępiały, ogłupiony przez te najważniejsze
wspomnienia, które postanowiły uderzyć we mnie ze swoją pełną
mocą.
Wszystkie
rozmowy z nią, przedstawienie, kiedy przeczucie kazało mi pójść
za nią i dzięki temu wyciągnąłem ją z piwnicy, moja tapeta w
telefonie, przedstawiająca Elise w roli Alicji, wspólny piknik,
kolacja z Elise, Rozą i Leo, reakcja jej ojca, pocałunek… nasze
małe spięcie, gdy nie chciała by ktokolwiek dowiedział się o
tym, że jesteśmy parą…
Parą…
A potem
tata i szpital. Problemy z Niną.
I w
końcu, wypadek.
Czułem,
jakby ktoś wbił mi w serce kilkanaście długich szpilek, za jednym
zamachem.
Matko…
jak mogłem o tym wszystkim zapomnieć?!
Zerwałem
się z łóżka, ubrałem się w biegu ignorując zawroty głowy
wywołane szybkim podniesieniem się na nogi. Świadomość tego, jak
wiele mi umknęło tkwiła mi w głowie, nie dając się skupić nad
czymkolwiek, zapomniałem płaszcza i kołnierzyka. Rękawy w koszuli
były nie zapięte, tak samo jak guziki u samej góry. Mój ubiór
miał tylko zasłonić skórę, nie miałem czasu zadbać o to, by
jakoś wyglądać, w obecnej chwili nie miało to znaczenia.
Zbiegłem
po schodach, gdyż winda była aktualnie na najwyższym piętrze a ja
nie miałem czasu by na nią czekać. Przebiegłem wręcz przez hol
na dole, ignorując przy tym upomnienie ciemnowłosej pielęgniarki,
że nie szpital nie jest miejscem do biegania. Wypadłem na zewnątrz
i zatrzymałem się od razu wręcz. Na przeciwko mnie, w niewielkim
parku po drugiej stronie podjazdu, na jednej z ławek siedziały obie
poszukiwane przeze mnie panie. Widziałem, że Rozalia obejmuje
ramieniem czerwonowłosą, która była zgarbiona. Płakała? Oh,
kretynie…
Zwolniłem
kroku i powoli ruszyłem w stronę dziewcząt. Park był niemal
pusty, gdzieś nieopodal siedziała staruszka wraz z dwójką
dorosłych ludzi i dziećmi, pewnie wnuczętami. Pogoda była dość
ładna, choć niebo zaczynało ciemnieć i zmieniać barwy,
skrupulatnie stosując się do zaleceń zachodzącego słońca.
Powoli podszedłem do ławki.
-...Elise,
proszę, nie możesz tak…
-Mogę,
Rozalio. Mogę i tak właśnie zrobię. Powinnam zdać sobie sprawę
z tego już dawno, ten pomysł był jednym wielkim niewypałem.
-Nie
prawda! - białowłosa brzmiała na oburzoną. -To było bardzo dobre
posunięcie, widać jak na dłoni chemię między wami już od
dłuższego czasu, wręcz od początku!
-To było
zauroczenie.
-Nie
znasz się, głuptasie.
-Chyba
wiem co czuję… prawda? - to chyba miało być pytanie retoryczne,
ale zabrzmiało, jak najzwyklejszy w świecie objaw niepewności.
Rozalia westchnęła.
-Tak,
wiesz. Ale mówiąc to wszystko najwyraźniej próbujesz temu
zaprzeczać.
-W jaki
sposób?
-To, co
przed chwilą sobie wymyśliłaś, jest totalnie głupie! Pracowałaś
na to tyle czasu i…
-Tak
będzie lepiej dla wszystkich – powiedziała cicho i gdyby nie
fakt, że stałem tuż obok ławki, to nie usłyszałbym tego.
-Przepraszam,
mogę wam przeszkodzić w rozmowie? - spytałem, spoglądając raz na
jedną raz na drugą z dziewczyn. Obie podniosły na mnie wzrok.
-Tak,
pewnie. Właściwie, to już skończyłyśmy – oznajmiła chłodno
Elise. Próbowała byś zdystansowana, ale jej to nie wychodziło,
zdradzały ją lekko drgające w kącikach ust wargi.
-Proszę
cię, przemyśl to jeszcze… - rzuciła Rozalia, widząc, że jej
przyjaciółka zbiera się na odwagę. Ta jednak pokręciła głową
i wstała, spoglądając na mnie.
-Przepraszam
za to, co powiedziałam w szpitalu – oznajmiła na pozór
spokojnie.
-Nie
masz za co. Właściwie, to dzięki tobie…
-Chciałabym,
byśmy znów zostali przyjaciółmi – przerwała mi i wyciągnęła
ku mnie dłoń, wprawiając mnie tym w stan osłupienia. Sam nie
wiedziałem co powiedzieć, zaś partnerka mojego brata wyglądała
za zrezygnowaną.
-Ale…
ja już wszystko…
-Przemyślałam
to bardzo dokładnie. Nie chcę, byś czuł się przywiązany do mnie
przez to, że… - urwała szukając słów. -… że ja pamiętam
to, czego ty już nie. I przez to, co mówiłam. Mimo wszystko sporo
dla mnie znaczysz, dlatego chciałabym, byśmy wciąż się
przyjaźnili.
-No…
dobrze… - wydukałem. Naprawdę, tego chciała? Uścisnąłem
niepewnie jej dłoń, nie będąc w stanie zrobić nic ponadto.
-Cieszę
się. W takim razie pójdę po swoje rzeczy i zadzwonię po rodziców,
żeby mnie odebrali. Resztę ważnych rzeczy może ci opowiedzieć
Roza – oznajmiła i ruszyła do budynku, zostawiając mnie
wmurowanego w ziemię.
-Ale…
ja już wszystko pamiętam… - szepnąłem patrząc w ślad za nią.
Rozalia słysząc moje słowa poderwała się z ławki i złapała
mnie za ramiona.
-CO?!
Wszystko już pamiętasz i dopiero teraz to wykrztusiłeś?! -
potrząsnęła mną. Kiwnąłem głową. -Co za ludzie… co ja z
wami mam… - puściła mnie i zaczęła się przechadzać w kółko.
-Teraz ona będzie chodzić jak struta i ty też. Masz zamiar coś z
tym zrobić?
-Cóż…
postanowiła, że chce przyjaźni, więc powinienem uszanować… -
nie dokończyłem. Zdzieliła mnie ręką w głowę. -Auć, za co?
-Za
gadanie głupot kretynie! - wydarła się na mnie. -Teraz trzeba
będzie wymyślić jak to wszystko odbudować… Nie sądziłam, że
wasza historia miłosna będzie mi spędzać sen z powiek, ja takich
problemów z Leo nie miałam – westchnęła i ruszyła ku
szpitalowi. Stałem spoglądając na nią. -A ty co, nie idziesz?
-Myślałem,
że…
-Nie
kłam, ty od parunastu minut w ogóle nie myślisz – skwitowała.
Zabolało, nie powiem. Ale nie miałem czasu by nad tym podumać
dłużej, gdyż chwyciła mnie za rękaw i pociągnęła za sobą do
budynku.
Coś
czuję, że nie będę mieć spokoju przez najbliższy czas… ale
może nie będę się tak bardzo skupiał na sytuacji z tatą i
szybciej wrócę do pełni sił?
Spojrzałem
na białowłosego chochlika tuż przede mną. Nie, nie ma na to
szans.