czwartek, 1 września 2016

Rozdział 2

Pierwsze dziesięć minut siedzieliśmy we wręcz grobowej ciszy. Patrzyła na mnie co jakiś czas, jakby chcąc coś powiedzieć, ale od razu odwracała wzrok, wyraźnie speszona. A ja? Miałem wiele pytań, ale miałem również wrażenie, że każde z nich może sprawić jej przykrość i nie wiedziałem, dlaczego.
Chociaż, gorzej już być nie może. Roza mówi, że ja i siedząca obok dziewczyna byliśmy sobie bliscy, a ja jej nawet nie pamiętałem… To znaczy, z jednym wyjątkiem.
-Tak więc… może chcesz o coś zapytać? - odważyła się w końcu, ale czułem, że nie to chciała powiedzieć.
-Twój głos wydaje mi się znajomy – rzuciłem, widząc, jak na jej twarzy pojawia się coś na kształt zaskoczenia wymieszanego z cieniem nadziei.
-N-naprawdę?
-Tak.
I znów zapadła chwila ciszy, tym razem jednak była bardziej skora by ją przerwać. Wyraźnie moje słowa zmotywowały ją do działania.
-Roza mówiła, że przypomniałeś sobie o koncercie – skinąłem głową w ramach potwierdzenia tej informacji. -A pamiętasz któreś z pozostałych wydarzeń szkolnych?
-Nie całkiem… nawet samego koncertu nie pamiętam zbyt dokładnie.
-W takim razie, może opowiem ci każde z nich, po kolei? - spytała z optymizmem, przymykając przy tym na moment oczy. Wyglądała z taką miną wyjątkowo uroczo, a co ważniejsze – coraz bardziej znajomo. Nie mogłem nie odpowiedzieć uśmiechem.
-Z przyjemnością posłucham – odparłem szczerze, widząc, jak na jej twarzy odmalowuje się radość. Usiadła na łóżku obok po turecku i spoglądając w okno zaczęła opowiadać, wyraźnie coraz bardziej odpływając, a wraz z jej słowami coraz więcej rzeczy do mnie wracało. Egzaminy, spotkanie na plaży w wakacje, bieg na orientację, koncert, sytuacja z Debrą, ratowanie królików, które w ogóle nie potrzebowały ratunku, przedstawienie, Nataniel i jego problemy w domu, pamiętna lekcja chemii… Mój umysł sam z siebie układał te wydarzenia, wywołując po kolei informacje o nich, poza tym, Elise też skrupulatnie wszystko tłumaczyła.
Słuchałem jej z uwagą, nie mogąc nie zauważyć, że dziewczyna pomija fragmenty dotyczące jej osoby, które moja pamięć jednak sama przywoływała. Każde z wydarzeń, w większej lub mniejszej mierze było jej zasługą tudzież sprawką, ponadto, gdy przypominały mi się nawet codzienne dni szkolne, to zawsze w pobliżu znajdowała się właśnie ona. Miałem doskonale zapisane w pamięci to, jak podle się czułem, gdy uwierzyłem Debrze w jej kłamstwa, przez które od Elise odwróciła się niemal cała szkoła. Bardziej od własnej ślepoty chyba bolały mnie tylko jej łzy, gdy wypłakiwała oczy w moje ramię. Zawsze była dla każdego dostępna, wszyscy mogli się do niej zwrócić w problemami, a w tamtym czasie została sama… to znaczy, nie całkiem. Roza pokazała wtedy na co ją stać, tak samo jak Alexy. O proszę, nawet przypomniałem sobie imię tego nowego ucznia, o którego przez jakiś czas byłem zazdrosny.
Zaraz, zazdrosny?
-… i wtedy wszedłeś do klasy z Kastielem i mnie stamtąd wyprowadziliście. Wtedy było mi przykro, że się o mnie martwiliście, ale z perspektywy czasu uważam, że poświęcanie życia w obronie artykułu było dość zabawne – uśmiechnęła się, podczas gdy ja podniosłem się na rękach.
-Elise, powiedz, czy coś…
-Cześć kochani, już jestem! - oznajmiła Rozalia przerywając moje pytanie. Tak ja jak i Elise mieliśmy niepocieszone miny, ale chyba żadne z nas nie chciało do tego wracać. Nastrój prysł. -Przepraszam, że tak długo. Musiałam coś jeszcze zrobić.
-Oh, nic się nie dzieje – uśmiechnąłem się do mojego anioła, widząc kątem oka jak na i tak bladej twarzy Elise pojawił się cień bólu. Uh… znów zepsułem.
-Na pewno? Chyba przerwałam wam rozmowę.
-To nic takiego, po prostu opowiadałam Lysandrowi co działo się w szkole, to wszystko – teraz ona uśmiechnęła się, ale sztucznie. Roza była zbyt zajęta wyciąganiem z torby rzeczy by to zauważyć.
-A co ciekawego mu opowiedziałaś? Chcę wiedzieć, co uzupełnić, bo znając ciebie pominęłaś połowę rzeczy – mina białowłosej, gdy usiadła na fotelu mówiła mniej więcej tyle, co „Na pewno pominęłaś najważniejsze rzeczy”. Elise odwróciła wzrok z zakłopotaną miną.
-Mówiła o koncercie i innych wydarzeniach i zaręczam, iż była bardzo dokładna. A o czym zapomniała wspomnieć sam sobie przypominałem – oznajmiłem, chcąc wybronić czerwonowłosą z tej krępującej sytuacji. Obie panie spojrzały na mnie z zaskoczeniem.
-Jak wiele sobie przypomniałeś? - Roza zmrużyła podejrzliwie oczy.
-Sporo. Imiona nowych uczniów i nauczycieli, sporo sytuacji z dni codziennych… to wciąż nie wszystko, ale wydaje mi się, że najważniejsze rzeczy pamiętam. Reszta może poczekać, najwyraźniej nie jest aż tak niezbędna – na początku widziałem, jak na początku twarz Elise rozpromienia radość, ale pod koniec pobladła jeszcze bardziej.
-A pamiętasz o… o nas? - przełknęła głośno ślinę. -Pamiętasz nasze rozmowy?
-Nie, ale…
-To nie było ważne, prawda? - podniosła wzrok, jej oczy zaszły łzami. Nie odpowiedziałem, nie wiedziałem jak a jej zachowanie zaskoczyło mnie. -Rozumiem.
-Ja… nie miałem tego na myśli…
-Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że mi naprawdę na tobie zależało i zależy. Potrafię zrozumieć, że straciłeś pamięć, ale… sam mówiłeś, że jestem dla ciebie ważna, a ważnych ludzi się nie zapomina. Do tego byłeś skłonny uwierzyć, że Nina jest twoją dziewczyną! - rozpłakała się całkiem. Roza chciała ją przytulić, jednak ona odtrąciła ją. -Od dnia twojego wypadku nie było minuty, bym nie martwiła się o to, jak się czujesz, nie mogłam cię zobaczyć, nie chcieli mi nawet powiedzieć nic na twój temat, bo nie jestem z rodziny, nie jestem upoważniona… Widać naprawdę nie jestem ważna, i wiedzieli to wszyscy oprócz mnie – chwyciła torbę, otarła rękawem łzy i wybiegła z sali, zanim ktokolwiek zdołał ją powstrzymać.
-Uh, brawo, jesteś mistrzem taktu – rzuciła z przekąsem Rozalia i pobiegła za nią.
A ja? Zostałem sam, otępiały, ogłupiony przez te najważniejsze wspomnienia, które postanowiły uderzyć we mnie ze swoją pełną mocą.
Wszystkie rozmowy z nią, przedstawienie, kiedy przeczucie kazało mi pójść za nią i dzięki temu wyciągnąłem ją z piwnicy, moja tapeta w telefonie, przedstawiająca Elise w roli Alicji, wspólny piknik, kolacja z Elise, Rozą i Leo, reakcja jej ojca, pocałunek… nasze małe spięcie, gdy nie chciała by ktokolwiek dowiedział się o tym, że jesteśmy parą…
Parą…
A potem tata i szpital. Problemy z Niną.
I w końcu, wypadek.
Czułem, jakby ktoś wbił mi w serce kilkanaście długich szpilek, za jednym zamachem.
Matko… jak mogłem o tym wszystkim zapomnieć?!
Zerwałem się z łóżka, ubrałem się w biegu ignorując zawroty głowy wywołane szybkim podniesieniem się na nogi. Świadomość tego, jak wiele mi umknęło tkwiła mi w głowie, nie dając się skupić nad czymkolwiek, zapomniałem płaszcza i kołnierzyka. Rękawy w koszuli były nie zapięte, tak samo jak guziki u samej góry. Mój ubiór miał tylko zasłonić skórę, nie miałem czasu zadbać o to, by jakoś wyglądać, w obecnej chwili nie miało to znaczenia.
Zbiegłem po schodach, gdyż winda była aktualnie na najwyższym piętrze a ja nie miałem czasu by na nią czekać. Przebiegłem wręcz przez hol na dole, ignorując przy tym upomnienie ciemnowłosej pielęgniarki, że nie szpital nie jest miejscem do biegania. Wypadłem na zewnątrz i zatrzymałem się od razu wręcz. Na przeciwko mnie, w niewielkim parku po drugiej stronie podjazdu, na jednej z ławek siedziały obie poszukiwane przeze mnie panie. Widziałem, że Rozalia obejmuje ramieniem czerwonowłosą, która była zgarbiona. Płakała? Oh, kretynie…
Zwolniłem kroku i powoli ruszyłem w stronę dziewcząt. Park był niemal pusty, gdzieś nieopodal siedziała staruszka wraz z dwójką dorosłych ludzi i dziećmi, pewnie wnuczętami. Pogoda była dość ładna, choć niebo zaczynało ciemnieć i zmieniać barwy, skrupulatnie stosując się do zaleceń zachodzącego słońca. Powoli podszedłem do ławki.
-...Elise, proszę, nie możesz tak…
-Mogę, Rozalio. Mogę i tak właśnie zrobię. Powinnam zdać sobie sprawę z tego już dawno, ten pomysł był jednym wielkim niewypałem.
-Nie prawda! - białowłosa brzmiała na oburzoną. -To było bardzo dobre posunięcie, widać jak na dłoni chemię między wami już od dłuższego czasu, wręcz od początku!
-To było zauroczenie.
-Nie znasz się, głuptasie.
-Chyba wiem co czuję… prawda? - to chyba miało być pytanie retoryczne, ale zabrzmiało, jak najzwyklejszy w świecie objaw niepewności. Rozalia westchnęła.
-Tak, wiesz. Ale mówiąc to wszystko najwyraźniej próbujesz temu zaprzeczać.
-W jaki sposób?
-To, co przed chwilą sobie wymyśliłaś, jest totalnie głupie! Pracowałaś na to tyle czasu i…
-Tak będzie lepiej dla wszystkich – powiedziała cicho i gdyby nie fakt, że stałem tuż obok ławki, to nie usłyszałbym tego.
-Przepraszam, mogę wam przeszkodzić w rozmowie? - spytałem, spoglądając raz na jedną raz na drugą z dziewczyn. Obie podniosły na mnie wzrok.
-Tak, pewnie. Właściwie, to już skończyłyśmy – oznajmiła chłodno Elise. Próbowała byś zdystansowana, ale jej to nie wychodziło, zdradzały ją lekko drgające w kącikach ust wargi.
-Proszę cię, przemyśl to jeszcze… - rzuciła Rozalia, widząc, że jej przyjaciółka zbiera się na odwagę. Ta jednak pokręciła głową i wstała, spoglądając na mnie.
-Przepraszam za to, co powiedziałam w szpitalu – oznajmiła na pozór spokojnie.
-Nie masz za co. Właściwie, to dzięki tobie…
-Chciałabym, byśmy znów zostali przyjaciółmi – przerwała mi i wyciągnęła ku mnie dłoń, wprawiając mnie tym w stan osłupienia. Sam nie wiedziałem co powiedzieć, zaś partnerka mojego brata wyglądała za zrezygnowaną.
-Ale… ja już wszystko…
-Przemyślałam to bardzo dokładnie. Nie chcę, byś czuł się przywiązany do mnie przez to, że… - urwała szukając słów. -… że ja pamiętam to, czego ty już nie. I przez to, co mówiłam. Mimo wszystko sporo dla mnie znaczysz, dlatego chciałabym, byśmy wciąż się przyjaźnili.
-No… dobrze… - wydukałem. Naprawdę, tego chciała? Uścisnąłem niepewnie jej dłoń, nie będąc w stanie zrobić nic ponadto.
-Cieszę się. W takim razie pójdę po swoje rzeczy i zadzwonię po rodziców, żeby mnie odebrali. Resztę ważnych rzeczy może ci opowiedzieć Roza – oznajmiła i ruszyła do budynku, zostawiając mnie wmurowanego w ziemię.
-Ale… ja już wszystko pamiętam… - szepnąłem patrząc w ślad za nią. Rozalia słysząc moje słowa poderwała się z ławki i złapała mnie za ramiona.
-CO?! Wszystko już pamiętasz i dopiero teraz to wykrztusiłeś?! - potrząsnęła mną. Kiwnąłem głową. -Co za ludzie… co ja z wami mam… - puściła mnie i zaczęła się przechadzać w kółko. -Teraz ona będzie chodzić jak struta i ty też. Masz zamiar coś z tym zrobić?
-Cóż… postanowiła, że chce przyjaźni, więc powinienem uszanować… - nie dokończyłem. Zdzieliła mnie ręką w głowę. -Auć, za co?
-Za gadanie głupot kretynie! - wydarła się na mnie. -Teraz trzeba będzie wymyślić jak to wszystko odbudować… Nie sądziłam, że wasza historia miłosna będzie mi spędzać sen z powiek, ja takich problemów z Leo nie miałam – westchnęła i ruszyła ku szpitalowi. Stałem spoglądając na nią. -A ty co, nie idziesz?
-Myślałem, że…
-Nie kłam, ty od parunastu minut w ogóle nie myślisz – skwitowała. Zabolało, nie powiem. Ale nie miałem czasu by nad tym podumać dłużej, gdyż chwyciła mnie za rękaw i pociągnęła za sobą do budynku.
Coś czuję, że nie będę mieć spokoju przez najbliższy czas… ale może nie będę się tak bardzo skupiał na sytuacji z tatą i szybciej wrócę do pełni sił?

Spojrzałem na białowłosego chochlika tuż przede mną. Nie, nie ma na to szans.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 1

-Pilnuj się, syneczku – mama pochyliła się nade mną i pocałowała mnie w czoło. Wciąż miała podkrążone oczy, tak samo jak mój brat, a ja wciąż nie wiedziałem, dlaczego.
-Dobrze mamo i nie martw się już. Leo będzie nade mną czuwał, tak, jak dotąd – odpowiedziałem z uśmiechem. -Mogłabyś pozdrowić ode mnie tatę? - widziałem, jak na jej twarzy coś drgnęło, ale wciąż miała odmalowany ciepły, matczyny uśmiech na ustach.
-Pozdrowię, nie przejmuj się. Musisz się oszczędzać – odpowiedziała, pogłaskała mnie po włosach. I chciała chyba coś jeszcze powiedzieć, gdy do sali weszła Rozalia.
-Janino, moja mama czeka na dole – powiedziała z uśmiechem podchodząc do nas. Mama spojrzała na srebrnowłosego anioła i odwzajemniła uśmiech.
-Dziękuję, to naprawdę miłe z waszej strony.
-To nic takiego – Rozalia przytuliła starszą kobietę. Przyglądałem się chwilę tej sytuacji i zaczęło mnie kłuć jedno pytanie.
Czemu… czy coś stało się między mną a Rozalią, że potrafiła większą troskę i czułość okazać mojej mamie niż mnie? Nawet Leo traktowała bardziej… sam nie wiem jak. Po prostu bardziej. Mnie zdecydowanie mniej. Unikała spędzania czasu ze mną sam na sam, a gdy to robiła, czułem się jak jej młodszy brat. Nie wiem, co działo się przez ostatni czas, ale z tego, co pamiętam, to byliśmy sobie bliscy. Dlaczego więc teraz czułem, jakby była między nami jakaś bariera, jakby droga, którą wtedy podążaliśmy była zamknięta?
-Leo również czeka na dole – powiedziała po chwili, a mama tylko skinęła głową i spojrzała na mnie raz jeszcze.
-Do zobaczenia Lysiu – odparła ciepło i wyszła z sali, a ja zostałem sam na sam z białowłosą.
-Leo poprosił mnie, bym została na razie z tobą, jedzie razem z moją mamą i waszą na farmę – dziewczyna przerwała po chwili panującą w sali ciszę i spojrzała na mnie z uśmiechem. -Chyba nie będzie ci to przeszkadzać, prawda?
-Nie, skąd. To będzie czysta przyjemność – i znów zapadła chwila ciszy, Roza stała w oknie spoglądając, jak samochód jej mamy odjeżdża spod szpitala. Wstałem z łóżka i również podszedłem do okna. Dopiero teraz udało mi się dostrzec na jej twarzy coś na kształt niecierpliwości, jakby czekała na kogoś. Często miała taką minę, gdy była w moim towarzystwie. -Rozalio…? Mógłbym zadać ci dość osobiste pytanie? - para złotych oczu spoczęła na mnie z niepokojem.
-Oczywiście.
-Czy… czy jest coś… między nami? - spytałem nieco niepewny, czy chcę znać odpowiedź. Dziewczyna spoglądała na mnie przez chwilę z niezrozumieniem a potem zamknęła oczy z westchnieniem i usiadła na fotelu, jakby musiała uporządkować myśli.
-Powiedz… co o mnie pamiętasz? - spytała poważnie, patrząc na mnie ponownie. Usiadłem na łóżku.
-Od niedawna często przychodzisz do sklepu mojego brata, sporo rozmawiamy… wydaje mi się, że jesteśmy… sobie bliscy. Bardzo bliscy – mina Rozalii sprawiła, iż zrozumiałem wszystko nim zdążyła odpowiedzieć.
-Lysandrze, do sklepu Leo zaczęłam przychodzić prawie dwa lata temu – oznajmiła z powagą. -A od półtora roku ja i twój brat jesteśmy parą – mówiąc to spoglądała mi w oczy. Mówiła szczerze, widziałem to. I z jakiegoś powodu prawda ta kuła mnie, zwłaszcza, iż mogłem się tego sam domyślić po ich zachowaniu. Po prostu na siłę ignorowałem to, co przecież widziałem gołym okiem. -Wciąż się przyjaźnimy i w zasadzie trzymamy się razem, ty, ja, Leo i Kastiel. A od roku do naszego grona dołączyła… dołączył ktoś jeszcze – odparła odkaszlując, bym nie usłyszał, iż niemal zdradziła, iż chodzi jej o przedstawicielkę płci żeńskiej.
-Kto taki? - spytałem zaciekawiony. Czyżby Kastiel w końcu miał dziewczynę? A może to po prostu koleżanka ze szkoły? Albo ktoś, kto dołączył do zespołu? Nie miałem pojęcia. Rozalia tylko spuściła wzrok.
-Nie powinnam ci wszystkiego mówić, musimy dawkować ci wiedzę stopniowo – powiedziała cicho. -Bardzo, bardzo chciałabym ci wszystko naraz opowiedzieć, zwłaszcza, iż Leo wróci dopiero jutro by odebrać cię ze szpitala, ale… ale nie powinnam. Przepraszam.
Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem oczy.
-Tylu rzeczy nie pamiętam… a im częściej to do mnie dociera, tym bardziej martwię się, że te wspomnienia do mnie nie wrócą – rzuciłem cicho. -Większość przypomina mi się dopiero wtedy, gdy wy mi opowiadacie. Otwierają się po kolei nowe przegródki i oddają mi wspomnienia. A jeśli nie wolno wam opowiadać mi zbyt wiele, by mnie nie zasypać informacjami, to co, jeśli nie przypomnę sobie na czas rzeczy, które powinienem pamiętać? - spojrzałem na nią ze smutkiem, a ten sam smutek malował się także na jej twarzy.
-Musisz sobie dać czas, na pewno sobie przypomnisz wszystko, prędzej czy później – odparła z bladym uśmiechem, a potem jakby sobie o czymś przypomniała. Sięgnęła dłonią do torebki i wyjęła z niej coś, co wyglądało bardzo znajomo. -Może to ci trochę pomoże. Przez ostatnie półtora roku nie rozstawałeś się z nim… no chyba, że akurat ci zginął – zaśmiała się cicho, jakby przypomniała sobie o jakiejś niezwykle zabawnej sytuacji. Wziąłem notatnik i poczułem, jakbym dostał czymś w głowę, a konkretniej w sejf, skryty głęboko w moim umyśle, ze wspomnieniami z ostatnich dwóch lat.
-Podbijesz mi kartę stałego klienta „zgubiony notatnik”? - rzuciłem cicho. Rozalia spojrzała na mnie zaskoczona.
-Hm? O czym mówisz?
-Sam nie wiem, przypomniało mi się to. Ktoś mi powiedział coś takiego, ale… - dotknąłem palcami wolnej dłoni skroni. -Nie pamiętam kto – westchnąłem cicho, a potem coś mnie tknęło. Podniosłem wzrok na białowłosą nastolatkę. -Tak właściwie, to wiesz co się dzieje z tą dziewczyną, która przyszła do mnie pierwszego dnia? Elise, prawda? - Roza spojrzała ponownie w bok. -Coś jej się stało? Mówiła, że jeszcze przyjdzie i od tamtej pory się jeszcze nie pojawiła.
-Nie przejmuj się, nic jej nie jest. Jest tylko trochę… nieobecna. Wczoraj mówiła, że się źle czuła, a dzisiaj w szkole nie udało mi się jej złapać na przerwie więc nie wiem, co z nią – wyjaśniła, a potem oczy jej wręcz zabłysły, spojrzała na mnie. -Ale jeśli chcesz, to mogę zadzwonić do niej i się dowiedzieć, nawet teraz.
-Nie musisz, to nie jest konieczne… ale chciałbym wiedzieć, co z nią – wyjaśniłem, a złotooka znów przygasła. Czyżbym powiedział coś nie tak? Utrata pamięci jest bardziej problematyczna niż mógłbym przypuszczać.
-W takim razie ja na moment wyjdę, a ty przejrzyj notatnik. Może coś ci się przypomni – odparła z lekkim uśmiechem, wstała i ruszyła ku drzwiom. -Zaraz wrócę – rzuciła jeszcze i wyszła, a ja położyłem się na łóżku i spojrzałem na czarną okładkę notatnika, a następnie na pierwszą stronę.
Nigdzie nie było mojego imienia, nazwiska, ani niczego, co wskazywałoby na to, kto jest jego właścicielem, więc osoba, która go znalazła musiała znać mnie i wiedzieć o mnie więcej niż niezbędne minimum. Czyżby to była ta sama osoba, której słowa przytoczyłem chwilę temu? Pewnie tak, w końcu Rozalia mówiła, iż często go gubiłem. Strona za stroną, zapisane moim pismem, choć różniło się nieco od tego, które zapamiętałem, jako moje. Litery stały się węższe, proste, podczas gdy kiedyś pochylały się w lewo, ponadto stały się bardziej zaokrąglone, a odstępy między wyrazami z każdą kolejną stroną stawały się mniejsze, przez co w jednej linijce stopniowo mieściło się coraz więcej słów. Kiedyś Roza mówiła, iż po charakterze pisma można poznać charakter człowieka. Kiedyś traktowałem to jako bzdurę, ale teraz… a może coś w tym rzeczywiście jest? W końcu, przez dwa lata mogło się wiele zmienić, tak wokół mnie jak i we mnie. Czytałem pobieżnie każdy zapisany tekst, wystarczyło parę linijek by odżywał on w mojej głowie i przypominał się cały, wraz z powodem napisania i momentem, w którym wena postanowiła mnie odwiedzić. Mniej więcej w połowie natknąłem się na dwa wiersze. Jeden o Rozalii… pamiętam, jak starałem się pisać prosto, by brzmiał on jakby to Leo go pisał. To było około dziesięć miesięcy temu, gdy się pokłócili. Jeśli pamięć mnie nie myli, to mój wiersz wtedy nie pomógł, Roza poznała czyjego jest autorstwa. Rozalia zarzucała mojemu bratu brak romantyzmu, nieumiejętność okazywania jej uczuć.
Ale… zaraz… jeśli nie pomógł mój wiersz i nie sprawił, że się pogodzili, to co takiego? Zmarszczyłem brwi próbując na siłę wyciągnąć wspomnienia z ich kryjówki, przez co uświadomiłem sobie, że przecież nie dowiedziałem się o ich kłótni od brata czy Rozy. Nawet nie brałem udziału w ich godzeniu, to robił ktoś inny, ktoś…
Przed oczami stanął mi widok uśmiechniętej promiennie czerwonowłosej, gdy skończyła podsumowywać mi całą sytuację i mogła oznajmić, iż Rozalia i Leo się pogodzili. Skoro ona ich godziła, to wyjaśniało zachowanie białowłosej gdy Elise przyszła w odwiedziny do mnie. Musiały się przyjaźnić, pewnie też to ona była tą piątą osobą, której Rozalia nie chciała mi zdradzić tożsamości. To trochę dziwne…
Po tym wierszu, każdy kolejny tekst balansował między wierszem a tekstem piosenki, a w pewnym momencie w notesie znalazły miejsce same piosenki, do tego były przy nich różne dopiski i numery. No tak… koncert. Nie mam pojęcia, z jakiej okazji, ale wiem, że to było w jakimś ciemnym miejscu… czyżby piwnica? Ale jak, skoro była zagracona? Pokręciłem głową. Na to będzie jeszcze czas, by sobie przypomnieć, nie było to ani niezbędne ani konieczne.
Kolejne wiersze były podobne do siebie tematycznie, a może nie tyle tematycznie, ile natchnienie do nich płynęło z jednego źródła. Nie mniej nie mogłem sobie przypomnieć skąd, mimo usilnych prób, które skończyły się jednie bólem głowy. Skrzywiłem się i zamknąłem notes, odkładając do następnie na szafkę, kładąc się wygodniej, jakby szykując się do snu. I w tym właśnie momencie drzwi cicho skrzypnęły, oznajmiając powrót Rozalii.
-Wszystko w porządku? - spytała spoglądając na mnie. Kiwnąłem głową.
-W najlepszym. Korzystam z ostatniego dnia w szpitalu – rzuciłem z lekkim uśmiechem, by następnie przybrać poważniejszą minę. -Jakieś wieści? - dziewczyna usiadła na fotelu, jak wcześniej.
-Cóż… - Rozalia chyba nie chciała mi powiedzieć dokładnie, czego się dowiedziała, dlatego przerwała na chwilę ze skupioną miną. -Elise źle się czuje. Nie fizycznie, tylko psychicznie – westchnęła. -Nie powinnam ci tego mówić, ale bardzo mocno wpłynął na nią fakt, iż jej nie pamiętasz. Ciężko jest jej…
-Jakie relacje mnie z nią łączyły? - przerwałem, może niezbyt grzecznie. Chyba warto mieć to już z głowy. -Kim była dla mnie, poza tym, iż należała do naszego grona, jak sama mówiłaś?
-Co sobie przypomniałeś? - spytała nieco zaskoczona.
-Kłótnię twoją i Leo. Przez wiersz, który wtedy napisałem w jego imieniu dla ciebie. Pamiętałem, że go pisałem, ale nie na jego prośbę, tylko na jej i tak krok po kroku dotarło do mnie, że ona wam przecież pomagała się pogodzić. I koncert, nie jestem pewien, kiedy był ani gdzie, ale wiem, że był.
-Zgadza się, Elise jest moją przyjaciółką. Rozmawia też z Leo, obojgu nam wtedy pomogła, poza tym jest miła i szczerze mówiąc, to nie da się jej nie lubić – oznajmiła z uśmiechem, jednak ów uśmiech bardziej skierowany był do jej wspomnień niż do mnie. -Gorzej jest z Kastielem, ale znasz go. Mało kogo akceptuje. Mimo to zaskakująco łatwo przychodzi im obojgu egzystowanie w jednej klasie i wspólna praca.
-Rozalio…
-Tak, wiem, pytałeś o relacje między tobą i nią – teraz to ona mi przerwała. -Chciałabym ci wszystko opowiedzieć, naprawdę… I pewnego dnia to zrobię, ale do tego, co was łączy, musisz dojść sam. Twój umysł najlepiej wie, ile rzeczy naraz możesz sobie przypomnieć – uśmiechnęła się a ja tylko westchnąłem ciężko.
-Nie mogłabyś mi chociaż podpowiedzieć?
-Jesteśmy wszyscy ze sobą bardzo zżyci, nawet Kastiel przez wydarzenia, które miały miejsce niedawno, zaczął doceniać towarzystwo i rozmawia niemal po ludzku z kimś poza tobą i Iris. To chyba… - przerwała, gdy w sali rozległ się cichy dźwięk dzwonków. Wyjęła z kieszeni komórkę i chwilę coś robiła, by w końcu podnieść na mnie wzrok. -Na pewno chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o waszej relacji? - spytała z błyskiem w oku.
-Tak. Muszę wiedzieć, czym sprawiłem jej przykrość.
-Świetnie – mówiąc to zaczęła gorliwie stukać w telefon, by w końcu schować go do kieszeni. -Mam nadzieję, że jesteś wyspany.
-Odespałem wszystkie zarwane noce i każdą, którą mam dopiero zarwać.
-Świetnie, bo czeka cię długa noc. I mnie w sumie też – westchnęła cicho, jakby zmęczona na samą myśl.
-O czym ty…
-Jak dobrze, że leżysz sam na sali – mówiąc to wstała, zupełnie ignorując moje słowa i ruszyła do drzwi. -Zaraz wrócę – rzuciła tylko z uśmiechem i wyszła.
Chwilę patrzyłem w drzwi, by następnie przenieść spojrzenie na okno i widok za nim. Taki piękny dzień, a ja leżę w szpitalu… co za ironia. Mimo, iż ciekawiło mnie, co też Rozalia wymyśliła, to moje myśli skupiły się na jednym, najważniejszym pytaniu – co będzie, gdy już wrócę do pełni sprawności i znów zacznę chodzić do szkoły, a wciąż nie będę pamiętał wielu rzeczy? W pewien sposób przerażała mnie ta wizja, ale z drugiej strony, miałem dziwne przeczucie, że będzie dobrze, choć nie wiedziałem, skąd ono się wzięło.
Z westchnieniem oparłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Ta utrata pamięci była bardzo problematyczna, tak dla mnie jak i dla otoczenia.
(…)
Przetarłam oczy sennie. Dopiero minęło południe, a ja już czułam się śpiąca i miałam ochotę położyć się i spać, najlepiej nie budząc się aż do następnego ranka. Wróciłam dziś ze szkoły wcześniej, poprosiłam mamę, by odebrała mnie bo źle się czuję. Nawet nie spytała co mi jest, po prostu przyjechała, zamieniła kilka słów z naszym wychowawcą, panem Farazowskim i chwilę później już mogłam zaszyć się w pokoju. Ani mama ani tata nic mi nie powiedzieli, zresztą nikt nie oponował ani nie próbował mnie na siłę wciągać w rozmowę. Ci, którzy znali sytuację Lysandra, wiedzieli też, jakie jest moje samopoczucie. Nie chciałam rozmawiać z nikim ani z niczym, źle mi było ze świadomością, iż mój ukochany nie pamięta kim jestem, że nie mogę go przytulić, powiedzieć, że mi go brakowało, że się martwiłam, że go kocham i jestem przy nim. Byłam do tego stopnia wyłączona i rozkojarzona, że nie zareagowałam, gdy telefon domowy zaczął dzwonić. Mama rozmawiała z kimś przez chwilę, rozłączyła się, chwilę dyskutowała z tatą, a po prawie dziesięciu minutach zadzwoniła do kogoś. Jedyne, co z tej rozmowy do mnie dotarło, to moje imię. W pewnym momencie w pokoju rozległo się pukanie. Nie odezwałam się, więc mama weszła do środka.
-Elise, dzwoni twoja koleżanka – odparła z tym uwielbianym przeze mnie, matczynym uśmiechem, choć teraz nie byłam w stanie się nim zachwycać. Wzięłam słuchawkę, a mama wyszła.
-Tak?
-Jak się czujesz? - spytała Rozalia, jednak nim odpowiedziałam, ta z powrotem się odezwała. -Czujesz się dziś na siłach, by wpaść do mnie na noc?
-Jutro mamy zajęcia, nie sądzę by moi rodzice…
-Rozmawiałam z nimi przed chwilą, zgodzili się – westchnęłam. Ona była szybsza niż bym czasem tego chciała.
-A czemu o to pytasz?
-Pisałaś, że mogłabyś dzisiaj odwiedzić na chwilę Lysandra, prawda? - moje milczenie uznała za zgodę. Zgadza się, mogłabym. Bałam się tego bardzo, ale chyba powinnam, zwłaszcza, że obiecałam. -Stwierdziłam, że skoro tak, to po wizycie u niego mogłybyśmy pójść do mnie i porozmawiać, odprężyłabyś się trochę. Może nawet wymyśliłybyśmy sposób, by przypomnieć mu co nieco! - stwierdziła wesoło. No tak, rozmawiałam z nią wcześniej i mówiła, że dzięki notatnikowi Lysander przypomniał sobie o kłótni jej i Leo, no i o koncercie, choć niewiele.
-Nie mam wyboru, prawda?
-Nie, nie masz – słyszałam wręcz, jak się uśmiecha zwycięsko. Nie mogłam nie odpowiedzieć tym samym, choć ze znacznie mniejszym entuzjazmem.
-W takim razie daj mi pół godziny. Spakuję torbę, sprawdzę o której mam autobus i…
-My cię odwieziemy, kochanie! - rzuciła mama, która znikąd pojawiła się z powrotem w pokoju. -Jedziemy na większe zakupy, więc to nie będzie problemem – była tak wesoła, że prawie dobrowolnie postanowiłam gdzieś wyjść, że niemal skakała.
-Dzięki mamo – uśmiechnęłam się do niej, by ponownie zwrócić do przyjaciółki. -Zatem będę wcześniej, niż za pół godziny.
-Świetnie! Podziękuj twojej mamie ode mnie jeszcze raz. Jest naprawdę niesamowita!
-Dobrze. Do zobaczenia – rozłączyłam się i oddałam mamie słuchawkę, a ta pocałowała mnie w czoło.
-Pakuj się kochanie, za chwilę jedziemy – mówiąc to wstała i ruszyła do drzwi, by zatrzymać się tuż przed wyjściem. -Masz wspaniałych przyjaciół – dodała jeszcze i wyszła.
No cóż, zatem pora się spakować.
(…)
Rozalia z zadowoloną miną wyszła przed szpital, gdzie właśnie podjechało znane jej już auto, a z niego powoli wysiadła czerwonowłosa dziewczyna, zaś przez okno po stronie kierowcy wychyliła się twarz ciemnowłosego mężczyzny.
-Gdybyście nie miały jak dojechać ze szpitala do twojego domu, Rozalio, to zadzwońcie.
-Dobrze, proszę pana. Dziękujemy – mówiąc to posłała tacie swojej przyjaciółki wesoły uśmiech.
-Bawcie się dobrze, dziewczynki – rzuciła jeszcze Łucja i samochód odjechał, zostawiając dwie nastolatki same.
-Cześć, Elise. Jak się czujesz, pomóc ci z tą torbą? - spytała wesoło białowłosa, zabierając bagaż przyjaciółki nim ta zdążyła odpowiedzieć, a następnie ją przytuliła. Ta odpowiedziała również przytuleniem.
-Bywało lepiej.
-Chodź, nie ma co tracić czasu – złotooka pociągnęła wyraźnie przygnębioną przyjaciółkę za rękę do wnętrza budynku, a następnie korytarzami do sali, w której odpoczywał poszkodowany muzyk. -Spójrz, kto przyszedł – rzuciła optymistycznie, zaś para dwubarwnych oczu spoczęła na twarzy bladej, drobnej nastolatki.
-Dzień dobry, Elise – powiedział tylko.
-Cz-cześć… - spojrzenie fioletowo-złotych tęczówek uciekło w bok, jakby spoglądanie na niego sprawiało jej jakiś dziwny dyskomfort. Zauważył to, zmarszczył lekko brwi.
-Coś nie tak?
-N-nie, po prostu… Trochę mi słabo… Ja chyba… może…
-Lepiej usiądź, dopiero co byłaś na świeżym powietrzu – przerwała białowłosa, widząc, że Elise wyraźnie zaczyna panikować. Następnie odłożyła torbę na podłogę obok fotela i podeszła do drzwi, by je zamknąć. Gdy zamek kliknął, odwróciła się do przyjaciół, chwyciła czerwonowłosą za rękę i obie usiadły na wolnym łóżku obok Lysandra. -A teraz pora na poważną rozmowę.
-Roza… chyba nie mamy za bardzo czasu, niedługo kończy się czas wizyt i będziemy musiały…
-Nic nie będziemy musiały – stanowczy głos dziewczyny sprawił, iż jej towarzyszka zbladła jeszcze bardziej, o ile to możliwe. -Rozmawiałam z lekarzem. Jeśli tylko będziemy cicho i pielęgniarki się o nas nie dowiedzą, to możemy zostać na noc i potowarzyszyć Lysandrowi.
-Zatem zostajecie tu na noc? - poszkodowany zmierzył uważnym spojrzeniem Rozalię.
-Zgadza się.
-Ale miałyśmy jechać do ciebie…
-Oh, musiałam to powiedzieć, byś w ogóle przyjechała – złotooka przewróciła oczami jakby zirytowana. -Musimy we troje na spokojnie porozmawiać, może w ten sposób będzie ci łatwiej sobie przypomnieć, a ty się uspokoisz – spojrzała najpierw na heterochromika, a następnie na Elise. -Poza tym, byłaś bliżej Lysandra przez ostatni rok, wiesz więcej niż ja, Kastiel czy Leo - spojrzenia milczących spotkały się, wywołując na jego twarzy łagodny uśmiech, a na jej cień zawstydzenia. -Wiem, że dla was obojga to będzie ciężkie, ale nie mamy innego wyjścia i myślę, że oboje doskonale o tym wiecie.
-W takim razie… - po chwili ciszy głos zabrała czerwonowłosa. -Od czego zaczniemy?
-Ty zaczniesz – oznajmiła Rozalia, wstając i zerkając na telefon. -Zaraz podjedzie po mnie tata, muszę skoczyć do domu po coś do przebrania i jakieś wspomagacze rozmów – widząc niezrozumiałe spojrzenia przyjaciół przewróciła oczami. -Słodkości i coś do picia. Musimy się utrzymać w miarę przytomni choć do północy, a od takiej ilości rozmów na pewno zachce nam się pić. A jeśli mamy nie rzucać się w oczy pielęgniarkom, to powinniśmy się zaopatrzyć we wszystko wcześniej, by potem nie łazić w tą i z powrotem – ton jej głosu wskazywał na to, iż dziewczyna uważa to za coś oczywistego. Gdy tylko skończyła mówić ktoś puścił jej sygnał na telefon. -Dobra, muszę lecieć, wrócę tak szybko, jak się da. A wy bądźcie grzeczni – mówiąc to uśmiechnęła się i wyszła, zamykając drzwi, przy okazji zostawiając dwoje speszonych ludzi sam na sam.
Gdyby on pamiętał, kim jest ona, a ona miała odwagę by powiedzieć mu wszystko, z pewnością wiedzieliby jak spożytkować ten czas, który podarowała im Rozalia. Niestety, on zapomniał a ona się bała.

-Myślę, że moglibyśmy zacząć od początku – głos Lysandra przerwał niezręczną ciszę, zaś jego rozmówczyni skinęła głową w milczeniu. Dobrze wiedziała, że nie mają innego wyjścia...